Fotografia reportażowa – refleksje przy okazji zlotu starych samochodów MOTOCLASSIC Zamek Topacz

Atrakcyjne imprezy przeciągają tłumy widzów, bardzo wielu z nich ma sprzęt fotograficzny. Porozmawiajmy chwilę o tym, jak fotografować takie wydarzenia, aby materiał miał wartość reportażową, a nie był tylko “niedzielną” pamiątką…

Reportaż to GRA ZESPOŁOWA – bardzo dobry reportaż może składać się z co najmniej dobrych zdjęć, świetne jedno zdjęcie nie sprawi, ze zbiór zdjęć przeciętnych da dobry reportaż, a jedno złe zdjęcie jest w stanie zepsuć dobrą całość.

Reportaż to opowieść – musi być jakaś historia. Oczywiście historia mniej lub bardziej. Reportaż z imprezy to historia mniej, jednak jakiś szkic dramaturgiczny należy przyjąć. Jeśli to wernisaż sztuki, można opowiedzieć chronologicznie: przychodzą pierwsi goście, następuje otwarcie – jakieś “przemówienia” i prezentacja autorów, goście oglądają wystawę, dyskusje w grupach, scenki rodzajowe, trochę wystawianych dzieł sztuki (ale bez przesady, to nie katalog). Można skupić się na artyście, i tym co dzieje się wokół niego; albo podzielić na rozdziały: artyści i oficjele, widzowie oglądający wystawę, migawki obyczajowe i ciekawostki… Możliwości jest wiele, nie trzeba wiedzieć w momencie robienia którą wybierzemy, zróbmy obfity materiał aby później mieć z czego wybierać.
Robiąc zdjęcia z koncertu, bohaterem na ogół jest zespół, i jemu poświęcamy najwięcej uwagi – jednak pamiętajmy, łatwo znudzić wieloma zdjęciami jednego zespołu, często z jednej lokalizacji. Postarajmy się o różne plany, fotografujmy widownię, ciekawe postaci czy zachowania. A jeśli uda się wejść za scenę po koncercie, mamy szansę na uchwycenie “backstage”.

MOTOCLASSIC Zamek Topacz to plenerowy zlot starych i nowych samochodów. Impreza przyciąga tłumy zwiedzających – w końcu wszyscy kochamy motoryzację. Myślę, że największym błędem byłoby fotografowanie tylko pojazdów, niezależnie jak stare lub luksusowe by były. Gdybyśmy chcieli pokazać choćby większość, zdjęć byłoby kilkaset i raczej nikt nie obejrzałby ich wszystkich. Oczywiście fotografujmy eksponaty, i to dużo, ale nie próbujmy konkurować z fotografią zawodową – nie mamy szans zrobić zdjęcia reklamowego. Starajmy się znaleźć własny sposób narracji, standardowe ujęcia uzupełnijmy detalami, nietypowa perspektywą, operujmy głębią ostrości, kątem widzenia. Nie unikajmy sztafażu, on często urozmaica obraz.
Ale fotografujmy także ludzi, jakieś ciekawe postaci, scenki rodzajowe. Czasami jest to ktoś ciekawie ubrany, kiedy indziej kolejka po napoje albo dziecko w zabawnej pozie. Nie należy bać się kontaktu z fotografowanymi – czasami nie zauważą, że są fotografowani, kiedy indziej skwitują uśmiechem (ważne, aby nie być spiętym, warto uśmiechać się pierwszemu), a czasami podejmą grę, zapozują, porozmawiają czy poproszą o podesłanie zdjęć. Trzeba być otwartym… Jeśli ktoś nie życzy sobie – nie ma sensu naciskać, przepraszamy i rezygnujemy (chyba że temat wart grzechu, wtedy trzeba postarać się jednak zrobić zdjęcie, ale dyskretnie, awantury niczemu nie służą). Na takiej dużej i rozległej imprezie warto obejść ją dwa razy, za pierwszym nie wszystko zauważymy, a dodatkowo możemy jedno obejście zrobić z jedną optyką (jakiś standardowy zoom – w moim przypadku Tamron 17-50 2.8), a drugie z inną (ja – Samyang 8mm f3 5 ae fish eye na zmianę z Pentax 135 2.5), co oszczędza ciągłych zmian obiektywów.
Impreza taka jak MOTOCLASSIC nie ma właściwie chronologii – wiele rzeczy dzieje się jednocześnie w wielu miejscach, nie ważne kiedy przyjdziesz – zobaczysz prawie wszystko. Brak liniowej narracji, więc trzeba szukać innego klucza do narracji. Może zbudować reportaż z sekcji (samochody stare, nowe, publiczność, atrakcje dodatkowe…), a może wymieszać tematy, tak aby były poprzeplatane? Wybór nie zawsze jest łatwy.

Plon jest obfity, więc należy go przejrzeć i możliwie dużo wyrzucić, w pierwszym rzędzie zdjęcia nieudane – nieostre, źle skadrowane (starajmy się kadrować na etapie robienia zdjęcia, kadrowanie na gotowym, nawet dużej rozdzielczości powinno być ostatecznością, nie po to mamy kilka obiektywów, aby potem coś przycinać), nudne czy takie, których nigdy nie wykorzystamy – zbyt intymne, fotografowany w zdecydowanie niekorzystnym ujęciu; nie jesteśmy paparazzi. Usuwamy także zdjęcia powtarzające się, choćby wszystkie wydawały się świetne, zostawiamy te, które wydaje się najlepsze – pozostałe nigdy się nie przydadzą. I tak zostanie zdjęć bardzo dużo.

Kolejny krok to wybór jakiegoś scenariusza i wstępny wybór zdjęć do obróbki. Reportaże drukowane zawierały kilka – kilkanaście zdjęć. W Internecie nie musimy się tak ograniczać – zarówno sieć jak i oglądający zniosą więcej. Jednak zawsze pamiętajmy, że ilość nie czyni jakości i nawet najlepsze zdjęcia w dużej ilości znużą – jeśli materiał jest obszerny i  wart pokazania, można go podzielić na kilka części, np. każda część trochę o czymś innym.
Publikacje w internecie, szczególnie te reportażowe, nie wymagają obróbki jak do katalogów czy na wystawę. Nie ma sensu wystawiać w pełnej rozdzielczości – nie dość, że mało kto będzie w takiej oglądał, to jeszcze narażamy się na piractwo i nadużycia naszej własności intelektualnej, choćby poprzez użycie w publikacjach bez naszej zgody. Przy wielkości współczesnych monitorów 1024 pikseli w dłuższym boku zupełnie wystarczy. Poza zmianą rozmiaru zdjęć musimy skorygować – tam gdzie są nieznacznie prześwietlone lub niedoświetlone (niedoświetlenie trudniej się koryguje) jasność, balans bieli czy inne drobne wady. Zdjęć z dużymi wadami już nie mamy – wyrzuciliśmy je wcześniej.
Większość programów do wywoływania/obróbki zdjęć cyfrowych ma możliwość takich korekt oraz pracy wsadowej (batch) – czyli wielu zdjęć naraz.

Ja fotografuję zawsze w RAW, bo, po pierwsze mam wystarczająco duże karty pamięci, a po drugie tylko RAW daje pełne możliwości obróbki. Nie stanowi to żadnego problemu ani w przeglądaniu ani wstępnej selekcji, czy nawet prostej obróbce – darmowy program IrfanView + pluginy obsługuje praktycznie wszystkie formaty zdjęć.

Po wstępnym wyborze zdjęć i ułożeniu w kolejności zgodnej z wybranym scenariuszem podchodzimy ponownie do selekcji. przeglądnijmy materiał, starając się patrzeć z perspektywy czytelnika. Usuńmy zdjęcia podobne, nie pasujące do całości, odbiegające technicznie lub klimatem, mogące wyraźnie naruszyć czyjeś dobra. Nie warto publikować zdjęć “reklamowych” – w końcu nikt nam za to nie płaci. Skorygujmy kolejność, tak aby nasza myśl była wyraźna i czytelna. I na koniec (na ogół to pobożne życzenie) poprośmy kogoś znajomego o opinię.

A teraz kilka przykładów z MOTOCLASSIC Zamek Topacz:

organizacja treści

Motoclassic15082015019

pojazdy – różne ujęcia (całość, detale, perspektywa…)

Motoclassic15082015208 Motoclassic15082015001 Motoclassic15082015012 Motoclassic15082015107 Motoclassic15082015130

scenki rodzajowe, hostessy…

Motoclassic15082015318 Motoclassic15082015020 Motoclassic15082015021 Motoclassic15082015025 Motoclassic15082015302

atrakcje towarzyszące

Motoclassic15082015308 Motoclassic15082015081 Motoclassic15082015086 Motoclassic15082015089

Więcej zdjęć tutaj (i nie oczekujcie, że wszystko co powyżej napisałem znajduje zastosowanie w moich reportażach – łatwo jest radzić…): http://gallblogonim.blogspot.com/2015/08/motoclassic-zamek-topacz-wrocaw-15.html

 

 

 

“Z niepewności w niepewność” wernisaż wystawy w Domku Romańskim

Dolnośląskie Centrum Fotografii jest agendą Ośrodka Kultury i Sztuki we Wrocławiu. Mieści się w zabytkowym Domu Panien Trzebnickich, najstarszym budynku mieszkalnym Wrocławia z 1208 roku.

Dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego im. M.K. Čiurlionisa w Kownie Dolnośląskie Centrum Fotografii wykonało fotokopie oryginalnych 76 fotografii, ukazujących codzienne życie uchodźców w Wilnie na przełomie 1939 i 1940 roku. Na fotografiach uwiecznieni są Litwini, Polacy i Żydzi.

Bolesława i Edmund Zdanowscy “Z niepewności w niepewność: uchodźcy wojenni na Litwie w latach II Wojny Światowej” – 6.08-26.09.2015

“Z NIEPEWNOŚCI W NIEPEWNOŚĆ: UCHODŹCY WOJENNI NA LITWIE W LATACH II WOJNY ŚWIATOWEJ

W 2014 roku minęło 75 lat od chwili, gdy po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę 1 września 1939 roku Litwę zalały tłumy uchodźców – ludności cywilnej oraz internowanych żołnierzy polskich. Nieco później, w październiku 1939 roku, przybyli też mieszkańcy Niemiec i Związku Sowieckiego, zmuszeni przez tamtejsze władze do opuszczenia swoich krajów.
Tamte wydarzenia były ogromnym wyzwaniem dla rządu Republiki Litewskiej, ponieważ wkrótce po odzyskaniu Wilna (10 października 1939 roku) musiano już rozwiązywać wiele problemów związanych z przyjęciem nowo przybyłych osób, m.in. bezpieczeństwa, rejestracji, zakwaterowania, wyżywienia, przydzielania zasiłków, świadczenia usług medycznych, opieki nad sierotami, oświaty i in. Według szacunkowych obliczeń Litewskiego Czerwonego Krzyża 2 grudnia 1939 roku zarejestrowano 18311 przybyłych osób: 3273 Litwinów, 7728 Polaków, 6860 Żydów, a w połowie stycznia 1940 roku takich osób na Litwie przypuszczalnie było już 34 939: 4173 Litwinów, 17297 Polaków, Białorusinów, Rosjan i 13469 Żydów.
W Dziale Fototeki i Dokumentacji Narodowego Muzeum Sztuki im. M. K. Čiurlionisa znajduje się unikalna kolekcja 76 fotografii. W celu zwrócenia uwagi społeczeństwa na ten fakt muzeum przygotowało wystawę zatytułowaną „Z niepewności w niepewność: uchodźcy wojenni na Litwie w latach II wojny światowej”, prezentującą codzienność ówczesnych uchodźców, silnie naznaczoną piętnem skomplikowanych stosunków międzypaństwowych, których echa pobrzmiewają do dziś.
Atmosferę panującą w Wilnie w końcu 1939 – na początku 1940 roku uwiecznili na swoich zdjęciach Edmund (1905–1984) i Bolesława (Tallat-Kelpšaitė, 1908–1982) Zdanowscy, którzy w 1945 roku repatriowali się do Gdyni. Córka znanej fotografki Janiny Tallat-Kelpšienė, wychowana w Kownie, przyjechała do Wilna na studia u wybitnego polskiego i litewskiego fotografika Jana Bułhaka (1876–1950), tu też została, wychodząc za mąż za Edmunda Zdanowskiego – ucznia i współpracownika samego mistrza.
Zdanowscy podjęli się wykonania tej misji na zamówienie Towarzystwa Pomocy Wileńszczyźnie (Draugija Vilniaus kraštui remti). Każda fotografia jest oznaczona wklęsłym odciskiem (E.B.ZDANAUSKAI/VILNIUS), na tylnej stronie widnieje pieczęć firmowa Zdanowskich (E. Ir B. Zdanauskai / FOTO – VILNIUS / Vilniaus, g-vė 25 b. 5) oraz przyklejona karteczka z wydrukowanym sugestywnym opisem przedstawionego obrazu, sporządzonym przez przedstawiciela Towarzystwa. Zarówno same fotografie, jak i komentarze są cennym ikonograficznym źródłem wiedzy o codzienności pozostającej w cieniu wydarzeń historycznych 1939 roku, odzwierciedlającym socjalne, społeczne, kulturalne i emocjonalno-psychologiczne aspekty życia uchodźców w Wilnie.
Wystawa zachęca do zwrócenia uwagi na wartości ogólnoludzkie, dostrzeżenie znaczenia działalności organizacji i towarzystw społecznych, takich jak Czerwony Krzyż, Towarzystwo Dobroczynności Litwinów Wileńskich (Vilniaus lietuvių labdarybės draugija), Kobiecy Komitet Pomocy (Moterų globos komitetas) i in., które wyciągnęły pomocną dłoń ludziom dotkniętym nieszczęściami wojennymi.
Zbiór powiększonych historyczno-dokumentalnych fotografii Zdanowskich po raz pierwszy został pokazany w Narodowym Muzeum Sztuki im. M. K. Čiurlionisa w Kownie w dniach 6 XI 2014 – 18 I 2015. Na fotografiach są uwiecznieni Litwini, Polacy i Żydzi. Chciałoby się wierzyć, że większość uchodźców przeżyła wojenną zawieruchę i – ocalała przez Litwę – rozpoczęła nowe życie w swojej ojczyźnie lub poza jej granicami.
Spotkanie z historią poprzez fotografie budzi najprzeróżniejsze uczucia. Ponieważ na wielu wizerunkach zostały przedstawione dzieci w różnym wieku, być może znajdą się osoby w podeszłym wieku, które – wdzięczne losowi za dar długiego życia – rozpoznają na fotografiach siebie bądź swoich bliskich.
(…) Średnia wielkość autentycznych fotografii wynosi 11,6 x 17,7 cm.”
Kurator wystawy Vaida Sirvydaitė-Rakutienė [materiały prasowe OKIS http://www.okis.pl/site/dla_mediow/n/1/n/1.html]

Wystawę otworzyli dyrektor Dolnośląskiego Centrum Fotografii – Jan Bortkiewicz, dyrektor NATIONAL MUSEUM OF ARTS w Kownie – Osvaldas Daugelis oraz Radca – Minister w Ambasadzie Republiki Litewskiej w Polsce – dr Audrius Aleksandras Žulys.

DomekRomanski12082015102

DomekRomanski12082015002 DomekRomanski12082015003 DomekRomanski12082015004 DomekRomanski12082015005 DomekRomanski12082015006 DomekRomanski12082015007 DomekRomanski12082015008 DomekRomanski12082015009 DomekRomanski12082015011 DomekRomanski12082015012 DomekRomanski12082015013 DomekRomanski12082015014 DomekRomanski12082015015 DomekRomanski12082015021 DomekRomanski12082015022 DomekRomanski12082015023 DomekRomanski12082015001DomekRomanski12082015024

DomekRomanski12082015026 DomekRomanski12082015027 DomekRomanski12082015028 DomekRomanski12082015029 DomekRomanski12082015031 DomekRomanski12082015034 DomekRomanski12082015038 DomekRomanski12082015040 DomekRomanski12082015042 DomekRomanski12082015044 DomekRomanski12082015045 DomekRomanski12082015046 DomekRomanski12082015047 DomekRomanski12082015048 DomekRomanski12082015049 DomekRomanski12082015050 DomekRomanski12082015051 DomekRomanski12082015052 DomekRomanski12082015053 DomekRomanski12082015054 DomekRomanski12082015057 DomekRomanski12082015058 DomekRomanski12082015059 DomekRomanski12082015060 DomekRomanski12082015061 DomekRomanski12082015062 DomekRomanski12082015063 DomekRomanski12082015064 DomekRomanski12082015065 DomekRomanski12082015066 DomekRomanski12082015067 DomekRomanski12082015068  DomekRomanski12082015070 DomekRomanski12082015071 DomekRomanski12082015072 DomekRomanski12082015076  DomekRomanski12082015078 DomekRomanski12082015079 DomekRomanski12082015080  DomekRomanski12082015082  DomekRomanski12082015085 DomekRomanski12082015086 DomekRomanski12082015087 DomekRomanski12082015088 DomekRomanski12082015089 DomekRomanski12082015090  DomekRomanski12082015092  DomekRomanski12082015094  DomekRomanski12082015096 DomekRomanski12082015097 DomekRomanski12082015098 DomekRomanski12082015099 DomekRomanski12082015100 DomekRomanski12082015101

 

Wernisaż wystawy fotografii “Pięć lat organizacji światowego konkursu – Wiary i wierni tego świata” – minirelacja

We współpracy z Domem Kultury Polskiej w Wilnie, w dniu 30 lipca 2015 r o godzinie 17,00 otworzyliśmy wystawę fotografii “Pięć lat organizacji światowego konkursu – Wiary i wierni tego świata”

Na ponad 200 fotografiach pokazaliśmy reprezentatywną część zbiorów jakie uzyskaliśmy w ramach 5 lat organizacji konkursu. W obszernych wnętrzach Galerii Domu Kultury Polskiej zobaczyć można różnorodne przejawy religijności na całym świecie okiem fotografów.

Dziękujemy gościnności Domu Kultury Polskiej mogliśmy po raz trzeci odwiedzić Wilno, tym razem otwieraliśmy “Pięć lat organizacji światowego konkursu – Wiary i wierni tego świata”. Poniżej kilkanaście zdjęć z otwarcia.

_AMA1101-1 _AMA1102-1 _AMA1103-1 _AMA1107-1 _AMA1109-1 _AMA1110-1 _AMA1112-1 _AMA1114-1 _AMA1117-1 _AMA1118-1 _AMA1119-1 _AMA1120 _AMA1121 _AMA1122 _AMA1123 _AMA1124 _AMA1126 _AMA1128 _AMA1129 _AMA1131 _AMA1132 _AMA1134 _AMA1135 _AMA1136 _AMA1137 _AMA1138 _AMA1139 _AMA1140 _AMA1141 _AMA1142 _AMA1144 _AMA1145 _AMA1146 _AMA1151 _AMA1152 _AMA1153 _AMA1154 _AMA1155 _AMA1156 _AMA1157 _AMA1158 _AMA1159 _AMA1162 _AMA1163

Wrocław – biograficzna plenerowa wystawa poświęcona Witoldowi Romerowi

Od  03 sierpnia 2015 na wrocławskim Rynku będzie można obejrzeć plenerową wystawę biograficzną pt. “Witold Romer – naukowiec i artysta”. Ukazuje ona zainteresowania naukowe i artystyczne wrocławskiego fotografa i chemika oraz osoby i miejsca związane z historią jego życia.

Organizatorem jest Ośrodek “Pamięć i Przyszłość”, a przygotowali ją Barbara Romer i Adama Sobota.

Witold Romer (ur. 14 lipca 1900 we Lwowie, zm. 19 kwietnia 1967 we Wrocławiu) – polski inżynier chemik, profesor Katedry Fototechniki Politechniki Wrocławskiej. Artysta fotografik, od Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej otrzymał tytuł Honoraire Excellence FIAP (HonEFIAP).[https://pl.wikipedia.org/wiki/Witold_Romer]

http://photos.geni.com/p13/0a/37/b2/1c/5344483970047bb7/witold_romer_medium.jpg
[http://www.geni.com/people/Witold-Romer/6000000015093973557]

Wernisaż wystawy fotografii “Pięć lat organizacji światowego konkursu – Wiary i wierni tego świata”

Serdecznie zapraszamy na wernisaż wystawy fotografii “Pięć lat organizacji światowego konkursu – Wiary i wierni tego świata”, wybrane prace fotograficzne.

30 lipca 2015 r., godz. 17:00
Wystawa potrwa do 22 sierpnia 2015 r. Wstęp wolny

Zobacz także Dom Polski Wilno

Zapraszamy do odwiedzenia wystawy i spotkania się z organizatorami,którzy przyjadą z Polski na wernisażu w dniu 30 lipca 2015 r o godzinie 17,00. Wystawa zostanie otwarta w Galerii Domu Kultury Polskiej, ulica Naugarduko 76, Wilno – Litwa

We invite you to visit the exhibition and meetings with the organizers, who will come from Polish at the opening on July 30, 2015 at 5 pm.
We also invite you to read the text of the photographic exhibition in Polish, English, German and French – language just click on the link.
The exhibition will be opened in the Gallery of Polish Culture House, Naugarduko Str. 76, Vilnius – Lithuania

Tekst1 Tekst2 Tekst3
tekst wiary i wierni po angielsku str.1
tekst do wiary i wierni po angielsku str.2

Edward Hartwig – “Zamglenia i kolory” wystawa fotografii w zamku Książ

O Hartwigu słyszeli na pewno wszyscy, którzy traktują fotografię poważnie. To jeden z najbardziej znanych polskich fotografików. Syn znanego portrecisty, wystawiał od wczesnych lat trzydziestych XIX wieku. Był jednym z pierwszych, którzy wyłamali się z tradycji bułhakowskiej, wyzwalając fotografię od idei Bułhaka “służebności” fotografii. Hartwig był artystą niezwykle wszechstronnym, uprawiał wiele typów fotografii, pejzaż, fotografię figuralną, reportażową… Wielokrotnie nagradzany, autor licznych wystaw i publikacji.

Wystawa “Zamglenia i kolory” obrazuje szeroki wachlarz twórczości fotografika. Znajdziemy tam piękne, czarno-białe, a jednak impresjonistyczne pejzaże a także abstrakcyjne, kolorowe fotogramy z późnego okresu twórczości.

[wptf id=”12″]

FOTOGRAFIA ZDZISŁAWA RYNKIEWICZA

Joanna Motylska-Komsta

ODKRYWAMY INTRYGUJĄCE HISTORIE W FOTOGRAFII ZDZISŁAWA RYNKIEWICZA

Każde oglądane zdjęcie skrywa swoją intrygującą historię. Autor zaskakuje techniką fotografowania. Stale wzbudza zainteresowanie tematem i kompozycją. Rozmowa z nestorem Polskiej fotografii Zdzisławem Rynkiewiczem.

JMK:
Pana droga do samorealizacji twórczej była kręta i wyboista. Zanim całkowicie poświecił Pan własne „ego” fotografii, wcześniej – między innymi – podjął Pan pracę reportera filmowego jako korespondent Dziennika Telewizyjnego TVP na województwo białostockie. Dlaczego nie kontynuował Pan kariery reportera telewizyjnego?
ZR:
To nie ja, ani moi pracodawcy z Telewizji Polskiej, zrezygnowali ze współpracy ze mną. To była decyzja polityczna podjęta przez pierwszego sekretarza komitetu wojewódzkiego PZPR w Białymstoku. Za „krytykanctwo”. Takimi epitetami w żargonie aparatczyków partyjnych piętnowano dziennikarzy, którzy mieli odwagę realizować krytyczne reportaże o nieudolnych rządach lokalnych kacyków.
Rzeczywiście, bardzo przeżyłem wymuszoną zmianę statusu reportera TVP, wyposażonego w służbową kamerę filmową Bell-Howell oraz legitymację dziennikarską, na status człowieka bezrobotnego, wyposażonego w prywatny aparat fotograficzny marki Praktica, jako jedyne narzędzie pracy zarobkowej oraz „wilczy bilet”. Szczególnie boleśnie odczułem gwałtowne odcięcie mnie od klimatu codziennych wydarzeń zasługujących na rejestrację kamerą filmową.
Klimatu, który lubiłem i który mnie mobilizował do twórczej pracy. Praca reportera telewizyjnego dawała ogromną satysfakcję bycia człowiekiem przydatnym społeczeństwu. Oczywiście przydatnym z dziennikarskiego punktu widzenia. Nie dbałem o opinię dot. mojej pracy reporterskiej ze strony partyjnych dygnitarzy. Tylko ocena telewidzów i przełożonych z TVP miały wpływ na dobór tematyki moich reportaży co nie oznacza, że zaniedbywałem filmową obsługę ważnych z punktu widzenia PZPR nasiadówek partyjnych. Mimo to, częstotliwość pokazywania na antenie TVP zasłużonych działaczy partii nie spełniała oczekiwań partyjnego aparatu władzy.
JMK:
Posiada Pan imponujący dorobek artystyczny – wyróżnienia i nagrody. Brał Pan udział w ponad 150 międzynarodowych i krajowych wystawach fotograficznych. Został Pan uhonorowany m.in.: Złotym Krzyżem Zasługi RP, Brązowym Medalem “Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Zapytam więc trochę przewrotnie: jak opisałby Pan swoje prace fotograficzne komuś, kto nigdy ich nie widział?
ZR:
Tylko nieliczni fotografowie potrafią barwnie wyrażać swe wizje twórcze zarówno aparatem fotograficznym jak i aparatem mowy. Ja do nich nie należę. Zdecydowanie wolę tworzyć fotografię niż mówić o fotografii. I w ten dostępny mi sposób, staram się manifestować mój emocjonalny stosunek do fotografii jako dzieła sztuki. Inne formy narracji wokół mojej twórczości fotograficznej pozostawiam krytykom.
JMK:
Jaka jest najważniejsza rzecz, którą chciałby Pan, aby inni ludzie wiedzieli o Panu?
ZR:
Najtrudniej jest mówić o sobie nie popadając w megalomanię. Tym bardziej, że nie odczuwam potrzeby bycia w kręgu zainteresowań osób trzecich. Chciałbym, aby w pamięci odbiorców mojej fotografii pozostały tworzone przeze mnie obrazy a nie ich autor. Kojarzenie twórcy z jego dziełem może, fałszować obiektywny odbiór treści obrazu. Dobra fotografia nie musi mieć „zacnego” ojca. Może być bezdomną sierotą, którą akceptują inni ludzie. To media są odpowiedzialne za informacje o twórcach i ich dziełach a własnością intelektualną i artystyczną tych dzieł niech zajmuje się polskie Prawo Autorskie.
JMK:
Prezentuje Pan na wystawie fotografie, które zostały wykonane w latach 1954-2014, co tworzy zbiór niezwykle barwnej kroniki czasów minionych. Co dla pana znaczy być dobrym fotografem w dzisiejszych czasach, gdy wszyscy robią zdjęcia?
ZR:
Niełatwo jest w dzisiejszych czasach zabłysnąć na rynku fotograficznym chwytliwym obrazem bo konkurencja jest olbrzymia. Powszechna dostępność urządzeń utrwalających obraz i dźwięk, umożliwia rejestrację każdego zdarzenia, w dowolnie wybranym zakątku świata. Jedynym problemem ograniczającym powstanie dobrej fotografii jest umiejętność wyboru ciekawego tematu i właściwej chwili – ułamka sekundy, do naciśnięcia spustu migawki aparatu fotograficznego. „Pstryknięcie” w odpowiednim momencie może spowodować lub nie, że nasze zdjęcie będzie tak zwanym „niusem”. Nie mniejszą rolę w tworzeniu hitów fotograficznych odgrywa dramaturgia zdarzenia. Współczesny świat, pełen przemocy i klęsk żywiołowych, dostarcza fotografom mnóstwo okazji do tworzenia szokujących zdjęć. W takich warunkach pojawiają się raz, po raz „mistrzowie jednej fotografii”. Przypadkowej fotografii.
JMK:
Skąd czerpie Pan inspiracje do sesji/zdjęć?
ZR:
Najważniejszą, niewyczerpaną kopalnią tematów mojej fotografii była i jest otaczająca nas rzeczywistość. Nawet szarość dnia codziennego, przefiltrowana przez bystre oko fotografa dokumentalisty pozostawia na kliszy aparatu fotograficznego – dziś na karcie pamięci – tajemniczy ślad, dający początek obrazowi fotograficznemu.
Rzadko kreuję fikcyjną rzeczywistość, chyba że wymaga tego szersza koncepcja twórcza. W latach 70 i 80- tych ub. wieku część wyselekcjonowanych obrazów fotograficznych czarno-białych, poddawałem wtórnym przetworzeniom w postaci: fotomontażu, grafiki czy selektywnej sepii chromianowej. Takie zabiegi były możliwe między innymi dzięki stosowanemu przeze mnie w powiększalniku światłu punktowemu zamiast tradycyjnej, „mlecznej” żarówki. Światło punktowe – zwane także liniowym – umożliwia wierne odwzorowanie na papierze fotograficznym struktury metalicznego ziarna srebrowego, zawartego w żelatynie negatywu czarno-białego. I na tym „drobiazgu”, wyróżniającym moje obrazy fotograficzne od tradycyjnej fotografii mi zależało.
JMK:
Na jakie największe trudności/wyzwania Pan natrafił podczas swojej pracy?
ZR:
Największym problemem z jakim musiałem zmierzyć się w swojej pracy jako fotografa rzemieślnika była realizacja zlecenia (1973) na rzecz Muzeum Przyrodniczego w Białowieży. Zleceniodawca, zażyczył sobie mieć na centralnym frontonie muzeum, wielkoformatowe zdjęcie przedstawiające stado żubrów, wykonane tradycyjną technologią na papierze fotograficznym. W roku 1973, w Polsce, nie wykonywano jeszcze fototapet metodą przemysłową. Zlecony format zdęcia (horyzontalny) był gigantyczny: 4,0 x 2,5 m. Zlecenie zrealizowałem lecz przez wiele następnych lat nie mogłem sobie wybaczyć podjętej, lekkomyślnie decyzji. To zlecenie niemal doprowadziło mnie do ruiny. Zdjęcie musiałem powtarzać dwukrotnie. Koszty zużytych materiałów fotograficznych oraz specjalnie wykonane na tę usługę kuwety winidurowe zniwelowały moje honorarium niemal do zera. A wszystko przez moją naiwną wiarę, że czerwone światło nie zaświetla papieru fotograficznego. Owszem, nie zaświetla ale w krótkim okresie czasu. Ja, z moją żoną Janiną, instalowaliśmy na specjalnej ramie rolki papieru fotograficznego przez około 30 minut. To wystarczyło aby wywołany papier był mocno „zadymiony”. Całonocna nasza praca poszła na marne.
JMK:
Największa ekstrawagancja, na która sobie Pan pozwolił?
ZR:
W latach 70-tych ub. wieku otrzymałem zlecenie od Personalnego Spółdzielni Inwalidów w Białymstoku. Zlecenie dotyczyło reportażu fotograficznego z zaślubin pary młodych w Urzędzie Stanu Cywilnego. Personalny prosił mnie, abym „umiejętnie” fotografował tę parę z uwagi na pewne dysproporcje figuralne nowożeńców. Pani młoda ważyła ok. 100 kg. a pan młody… 40 kg. W fotografii wszystko jest możliwe. Zamiast zwykle stosowanego w takich usługach obiektywu standardowego, do swojej Praktyki zainstalowałem obiektyw szerokokątny. Dzięki skrótom perspektywicznym, charakterystycznym dla obiektywów szerokokątnych, udało mi się wyrównać dysproporcje pary młodych. Nie udało się jednak poprawić ogólnego wizerunku nowożeńców. A wizerunek ten był raczej tragikomiczny.
Szczególnie biały welon na głowie 60-letniej pani młodej kontrastował z powagą chwili. Serię zdjęć ślubnych nowożeńcy odebrali z entuzjazmem: popatrz Józek jaka ja piękna…
Jedno z tych zdjęć – oczywiście za zgodą modeli – wysłałem w roku 1991 na międzynarodowy konkurs fotograficzny do Wielkiej Brytanii. Otrzymało główną nagrodę w kategorii: „Żart”.
JMK:
Największy Pana sekret w pracy fotografa?
ZR:
Oczywiście, że mam swoje – wypracowane przez lata – technologiczne ciekawostki warsztatowe, wzbogacające estetykę moich zdjęć. Nie są one znane innym fotografom tylko dlatego, że ich stosowanie w laboratorium fotografa nie da się opisać słownym tekstem. To trzeba praktycznie przećwiczyć w ciemni fotograficznej.
JMK:
Co najbardziej Pana zadziwiło w pracy fotografa?
ZR:
Każdy zlecony reportaż, każdy plener fotograficzny a zwłaszcza nieprzewidziane zdarzenie w otaczającej nas rzeczywistości, dostarczają wielu zaskakujących i zadziwiających sytuacji. One powodują, iż zawód fotografa nie jest monotonny.
JMK:
Co Pana najbardziej rozśmieszyło w pracy fotografa?
ZR:
W 1966 kręciłem dla potrzeb TVP „Wiec Przyjaźni”, w Brzostowicy na pograniczu polsko-białoruskim. Na wielkiej płycie przed trybuną honorową, na której sekretarze partii: Gomułka i Chruszczow w posągowych pozach słuchali hymnu Związku Radzieckiego, pojawił się… zając. Kucnąwszy na tylnych skokach, przez kilkanaście sekund wsłuchiwał się w doniosłe dźwięki hymnu ZSRR. Zebrani z trudem ukrywali na swych twarzach wesołość chwili. Speszony zając odkrywszy fakt, że znalazł się w nieodpowiednim towarzystwie, czmychnął w otaczające zarośla. Fragment filmu z zającem w tle, został wycięty mojego reportażu przed emisją w TVP.
JMK:
Co najbardziej Pana jako fotografa przeraziło?
ZR:
W 1965 roku tereny woj. białostockiego w dorzeczach Narwi, Bugu i Biebrzy zostały zalane wodą. Z TVP otrzymałem polecenie sfilmowania rozlewiska z lotu ptaka. Jako środek transportu powietrznego otrzymałem z Aeroklubu Białostockiego słynny, dwupłatowy „kukuruźnik”. Podczas przelotu nad terenami zalanymi wodą, nakręciłem 60 m. taśmy filmowej. W drodze powrotnej na lotnisko, młody pilot samolotu postanowił poddać mają psychikę niebezpiecznej próbie. powodując gwałtowne opadanie „kukuruźnika”. Jak się później przyznał i mnie przeprosił, było to „kontrolowane” opadanie. Ja, niestety, o tym nie wiedziałem i ten lot przeżyłem okropnie.
JMK:
Co najbardziej lubi Pan w pracy fotografa?
ZR:
Lubię fotografować i ten fakt spowodował, że zawód fotografa uprawiałem przez ponad 60 lat. A na emeryturze? Także często sięgam po aparat fotograficzny. Obcowania z aparatem fotograficznym nie tylko na tak zwanym „planie” sprawia mi dużą przyjemność.
JMK:
Gdyby mógł Pan cofnąć czas, to co by Pan zrobił inaczej?
ZR:
Szedłbym tą samą drogą. Prawdopodobnie unikałbym konfliktowych sytuacji na styku z władzą. Czasem trzeba coś stracić tu i teraz aby odzyskać w przyszłości. Oczywiście nie dotyczy to pryncypiów, którym zawsze będę wierny. Nie muszę się wstydzić tego, co zrobiłem w przeszłości. Przeciwnie, jestem dumny z moich dotychczasowych dokonań.
JMK:
Ma Pan, jak na młody wiek ciekawe portfolio i udokumentowany dorobek artystyczny. Jak rozpoczęła się Pana przygoda z fotografią?
ZR:
To długa historia, zakończona losowym wyborem (jako profesji) jednej z moich licznych pasji życiowych. Poza rodzinnymi zainteresowaniami muzyką (syn parafialnego organisty Kościoła Katolickiego), kilkuletnią pracą w bankowości, kierowaniem placówkami kultury i wreszcie sięgnięciem po wymarzony statusu reportera TVP.
Swoją zawodową karierę zakończyłem w roli fotografa rzemieślnika. Status artysty fotografika (czł. ZPAF) nie był moim zawodem choć wielu fotografików dzięki legitymacji ZPAF całkiem nieźle egzystowało w czasach PRL.
JMK:
Czy robi Pan sobie selfie?
ZR:
Nie. Każdego dnia (podczas golenia) mam okazję oglądania swojej fizjonomii w lustrze. To mi wystarcza.
JMK:
I na koniec, jakieś rady dla początkujących fotografów?
ZR:
Fotografować, fotografować i jeszcze raz fotografować. Wiedza książkowa to tylko wstęp do fotografii. Tylko ciężka praca czyni czeladnika mistrzem…
JMK:
Dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów.

[wptf id=”11″]
Wernisaż wystawy fotografii Pana Zdzisława Rynkiewicza odbył się 20.06.2015 r. w galerii Dolnośląskiego Stowarzyszenia Artystów Fotografików i Twórców Audiowizualnych ( DSAFITA) we Wrocławiu, ul. Włodkowica 31/4a.

NORBERT SMYK – Gimnastyka artystyczna

Prezentujemy kilka zdjęć współpracownika naszej redakcji,który od ponad dwudziestu lat zajmuje się fotografowaniem gimnastyki artystycznej. Tym razem zdjęcia wykonane są podczas  “15 Zawodów w Gimnastyce Artystycznej – Berlin 2015”, które odbyły się w dniach 30 / 31 maja.
Autor pisze także o wynikach tych zawodów publikujemy je dla miłośników tej dziedziny sportu.
15.Berlin Gymmasters Ryhtmic gymnastics 30./31. Mai 2015
The anniversary tournament with 24 individual gymnasts(as many as never before)
from 19 countries and 7 groups.
The medals in the all around and in the finals hoop/ball/clubs and ribbon,shared only
3 gymnasts with two exceptions: in the final with ball succeded Neta Rivkin from Israel
to fight for the 2nd place and in the clubs final we have two third places from the two
gymnasts from BLR Katsiaryna Halkina and Melitina Staniouta.
Results all around:hoop/ball/clubs and ribbon
1. Margarita Mamun       RUS         75,350
2. Melitina Staniouta      BLR         72,950
3. Aleksandra Soldatova RUS         72,400
4. Neta Rivkin                 ISR          71,350
5. Victoria Veinberg
   – Filanovski                    ISR          71,150
6. Salome Pazhava         GEO         70,900
7.Elizaveta Nazarenkova UZB         70,450
8. Marina Durunda           AZE         70,350
9. Veronika Poliakova      RUS         70,200
10.Jana  Berezko-
     Margrander                 GER         69,650
11.Kasiaryna Halkina       BLR          69,300
12.Serena Lu                   USA          68,350
13.Patricia Bezzoubenko CAN          68,100
14.Kseniya Moustafaeva  FRA          67,950
15.Carolina Rodriguez      ESP          67,900
16.Sara Staykova             BUL          67,550
17.Anna Sebkova              CZE         63,900
18.Aliya Assymova             KAZ          63,300

19. Angelica Kvieczynski    BRA          63,250
20.Karin Smirnov               GER          58,850
21.Karla Diaz                     MEX          58,600
22.Nourhal Khattab           EGY           52,800
23.Camila Giorgi                ARG           51,900
24.Charlotte Fifis               NED           51,850
Results from the groups 2hoops/6clubs
1. Russia                                              17,70
2.Belarus                                              17,50
3. Azerbajdzhan                                   17,30
and 5 ribbons
1. Belarus                                              17,85
2. Israel                                                 17,60
3. Germany                                            17,15
Grand Prix Finale:
three times-Margarita Mamun and one time Melitina Staniouta
hoop: 1. Margarita Mamun              RUS      18,80
          2. Aleksandra Soldatova        RUS     18,50
          3. Melitina Staniouta              BLR      18,35
ball:   1. Margarita Mamun                RUS     19,00
          2. Neta Rivkin                         ISR       18,20
          3. Melitina Staniouta               BLR      18,10
club: 1. Margarita Mamun                  RUS      19,05
         2.Aleksandra Soldatova           RUS       18,65
         3.Melitina Staniouta                 BLR        18,20
         3. Katsiaryna Halkina               BLR         18,20
ribbon: 1. Melitina Staniouta             BLR         18,60
             2. Aleksandra Sodatova       RUS         18,25
             3. Margarita Mamun             RUS         18,15
DSC_7555
 Melitina Staniouta           BLR
DSC_8110
Salome Pazhava               GEO
 DSC_8142
Margarita mamun           RUS
DSC_8220
Katsiaryna Halkina          BLR
DSC_8365
 Aleksandra Soldatova    RUS

Polsko-Niemieckie Dni Mediów w Szczecinie 21-22.05.2015

W dniach 21-22.05.2015, tym razem w Szczecinie, obyły się kolejne Polsko-Niemieckie Dni Mediów. To ważna, przeznaczona dla profesjonalistów cykliczna impreza, której celem jest wielowymiarowa analiza roli mediów we wspólczesnym świecie, ze szczególnym uwzględnieniem sąsiedzkich relacji polsko-niemieckich.

Obowiązki gospodarza pełniła znana dziennikarka TV, specjalizująca się w problematyce – w szerokim rozumieniu – rosyjskiej, autorka cyklu świetnych reportaży “Szerokie tory”, Barbara Włodarczyk. Przemówienie inauguracyjne wygłosił Adam Bodnar a “Impulsy” Jerzy Margański, Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Berlinie i Rolf Nikel, Ambasador Republiki Federalnej Niemiec w Warszawie.

Następnie odbyła się dyskusja pt. „Nauki z kryzysu wokół Ukrainy. Jak Polska i Niemcy mogą w przyszłości współdziałać na wschodzie Europy?” Moderacja: Andrzej Grajewski, szef działu Świat, „Gość Niedzielny”
Uczestnicy: Piotr Andrusieczko, korespondent „Gazety Wyborczej” m.in. ze wschodniej Ukrainy, Viola von Cramon, posłanka do niemieckiego Bundestagu z ramienia Partii Zielonych, Moritz Gathmann, „Der Spiegel”, Paweł Kowal, adiunkt Instytutu Studiów Politycznych PAN, Paweł Pieniążek, freelancer, relacjonował wydarzenia na Majdanie i konflikt zbrojny we wschodniej Ukrainie.

Dyskusja pokazała, że poza jednym wspólnym poglądem, iż konflikt ukraiński stanowi poważne zagrożenie ładu europejskiego, mamy do czynienia z różnorodnymi stanowiskami. Dziennikarze bezpośrednio relacjonujący wydarzenia na Ukrainie wykazali się powściągliwością w ocenach, mnie zaciekawiło stanowisko Pawła Kowala (mimo iż daleki jestem od jego preferencji politycznych), który zwrócił uwagę na rzeczy, jakie przy okazji konfliktu umykają lub są celowo są pomijane: niejednoznaczna postawa samej Ukrainy, niestabilność polityczna, oligarchizacja, wyczekująca postawa Europy i Polski i – co może mieć konsekwencje dla całej Unii – rywalizacja organów UE o dominację, skutkująca osłabianiem Parlamentu Europejskiego na rzecz Komisji Europejskiej, czyli w konsekwencji proces osłabiania pozycji obywateli Unii wobec jej administracji.

Kolejnym punktem programu były warsztaty – wcześniej należało się zapisać na jeden z wybranych tematów:

Warsztat 1: Rola „armii europejskiej” w polityce bezpieczeństwa i obrony Unii Europejskiej.

Warsztat 2: Nowe wyzwania Pogranicza.

Warsztat 3: Jak nowe media zmieniają wymagania stawiane przed dziennikarzem.

Pan Warsztat 4: Zarządzanie mediami w czasach kryzysu – warsztat dla szefów mediów i redaktorów naczelnych.

Warsztat 5: Pojęcie „Polskie obozy koncentracyjne” i jego odbiór w mediach zagranicznych.

Wieczorem odbyła się uroczystość wręczenia Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego 2015.
Pierwsze miejsce w kategorii Prasa zdobyła Magdalena Grzebałkowska za reportaż „Śpiewać, hitlerówy!”, który ukazał się w „Dużym Formacie”. W kategorii Radio zwyciężyła audycja trzech autorów: Tomasza Sikory, Romana Nucka i Tomáša Kopeckýego pt. „Dowodiczek Osobisticzek, czyli Nowy Realizm Graniczny”. Reportaż telewizyjny „Mama arbeitet im Westen – Eine Kindheit in Polen“ Åse Svenheim Drivenes wyemitowany w MDR, wygrał w kategorii Telewizja. Po raz drugi przyznano nagrodę specjalną „Dziennikarstwo na pograniczu“, ufundowaną tym razem przez Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego i Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Nagrodę otrzymali Joanna i Krzysztof Skonieczni za audycję „Mała Polka ze Staffelde“, wyemitowaną przez Polskie Radio Szczecin. Zwycięzcy konkursu otrzymali nagrody finansowe – po 5000 euro.[http://www.polsko-niemiecka-nagroda-dziennikarska.pl/c296,zwyciezcy_2015.html]

Następnego dnia druga sesja warsztatów, dzięki czemu można było wziąć udział w dwóch warsztatach, a po obiedzie w Restauracji Zamkowej w renesansowym Zamku Książąt Pomorskich odbyliśmy rejs statkiem Odra / Peene Quenn po szczecińskim porcie.

Muszę podkreślić, że zarówno część merytoryczna jak i “kulturalna” stały na wysokim poziomie, przedsięwzięcie organizacyjnie bardzo udane. Była to także okazja poznać trochę bliżej Szczecin, przez który do tej pory jedynie przejeżdżałem.

Dzień pierwszy, część pierwsza:

[wptf id=”8″]

Dzień pierwszy, część druga:

[wptf id=”9″]

Dzień drugi:

[wptf id=”10″]

Ryszard Kopeć nie żyje.

 Siódmego maja zmarł nasz kolega, Rysiu Kopeć. Człowiek – historia naszego Stowarzyszenia.

klepsydra

Rycha poznałem chyba w czasach studenckich – od kilku lat pasjonowałem się fotografią, i dojrzałem do jakiejś aktywności zorganizowanej. Nie pamiętam jak (internetu wtedy nie było) znalazłem w okolicy klub fotograficzny przy spółdzielni mieszkaniowej. Poszedłem i tak się zaczęło.

Luzak, żartowniś, świetny kompan i facet z dużym talentem – fotografował jakby od niechcenia, nonszalancko… a zdjęcia były świetne. Był duszą towarzystwa, mimo kilku lat różnicy (w moim wieku to mogło mieć znaczenie, byłem szczawem) nie tylko, że nie było dystansu, ale szybko się zaprzyjaźniliśmy. On wciągnął mnie do WTF (teraz DSAFiTA), wyjazdy na plenery – w tym słynne Plenery Aktu. Jego niesamowite diaporamy robione wraz z Kaziem Kwiatkowskim, trochę dla towarzystwa (spotkania w Lubinie), i od razu wygrywające liczne konkursy. Grupa portretowa operująca w Oleśnicy u Artura Balińskiego. Dzięki Niemu poznałem masę świetnych ludzi, fotografów i modelek.

Król szybkostrzelności – potrafił wystrzelać rolkę filmu w kilka sekund, nie przerywając opowiadania kolejnej anegdoty.

Wspólnie używaliśmy jego pracowni w piwnicy bloku w którym mieszkał. Robiliśmy czarno-białe powiększenia i nie udawało się osiągnąć odpowiedniego kontrastu. Mimo kontrastowych papierów zdjęcia wychodziły mdłe – nie pomagało justowanie kondensora, wymiana żarówki w powiększalniku. Podejrzenie padło na grzejnik elektryczny, emitujący lekką czerwoną poświatę, jednak wyłączenie go nic nie dało. Obaj mieliśmy już sporo doświadczenia i żadnego pomysłu w czym przyczyna. Któregoś dnia, nie pamiętam z jakiego powodu, wymieniliśmy obiektyw w powiększalniku i wtedy zauważyliśmy, że soczewki się rozkleiły i to powodowało efekt rozmycia… Takie przygody łączą mężczyzn.

W latach 1982-1985 Ryszard Kopeć pełnił funkcję prezesa naszego Stowarzyszenia (wówczas Wrocławskiego Towarzystwa Fotograficznego). Był aktywny i kreatywny.

Do zobaczenia Rysiu…

Andrzej Małyszko

PogrzebRysia08

remont049

Rysiek na “planie” remontu siedziby Stowarzyszenia

_IMG5189

Ryszard Kopeć, Mariusz Przygoda i Miłka Kamieńska, Wójtowice 2012.

_IMG5462

Ryszard Kopeć, Wójtowice 2012.

Kilka zdjęć z pogrzebu (fot. Mariusz Przygoda)

PogrzebRysia01

PogrzebRysia02

PogrzebRysia03

PogrzebRysia04

PogrzebRysia05

PogrzebRysia06

PogrzebRysia07